Nowelizacja ustawy o KRS wchodzi w życie

Nie trzeba już publikować wpisów w Monitorze Sądowym i Gospodarczym, a sądy i urzędy mogą pobierać dokumenty elektronicznie z Krajowego Rejestru Sądowego.

Od soboty obowiązuje nowelizacja ustawy o KRS oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2025 r., poz. 1556). To efekt rosnącego znaczenia usług elektronicznych. Prawnicy ostrzegają jednak, że cyfryzacja niesie ryzyko dla bezpieczeństwa danych.

Bez ogłoszeń w monitorze sądowym

Nowela usuwa obowiązek publikowania wpisów z KRS w Monitorze Sądowym i Gospodarczym. Wprowadza też zasadę, że dzień dokonania wpisu w rejestrze jest jednocześnie dniem, od którego liczą się jego skutki. Zmianę chwalą prawnicy, z którymi rozmawiał DGP.

– Publikacja niektórych ogłoszeń, zwłaszcza informacji o złożeniu sprawozdań finansowych, była pewnym archaizmem. Zniesienie tego obowiązku obniży koszty funkcjonowania państwa i zmniejszy liczbę uciążliwych formalności administracyjnych. W dobie powszechnego dostępu do danych z KRS publikacja niektórych wpisów była w zasadzie zbędna – mówi Rafał Roszkowski, adwokat w GKR Legal.

Podobnie uważa Krzysztof Łyszyk, radca prawny i partner w LWW Łyszyk Wesołowski i Wspólnicy sp.k. Jego zdaniem korzyści odniosą nie tylko finanse państwa, ale też sami przedsiębiorcy.

– Automatyczna publikacja każdej zmiany w KRS wiązała się z obowiązkiem wniesienia opłaty w wysokości 100 zł. Dzięki noweli koszty ponoszone przez przedsiębiorców przy rejestracji zmian, np. przy zmianach w zarządzie, będą niższe – dodaje prawnik.

Gorsza ochrona danych

Duże kontrowersje budzi natomiast zmiana, która pozwala podmiotom publicznym (m.in. urzędom, sądom) czy innym instytucjom realizującym zadania publiczne korzystać z danych z KRS przez sieć (API). Dzięki temu nie będą już musiały za każdym razem prosić o tradycyjny odpis czy zaświadczenie.

Aby skorzystać z takiego dostępu, urząd czy sąd musi wystąpić do Ministerstwa Sprawiedliwości o zgodę. Wniosek ma zawierać oświadczenie, że instytucja korzysta z systemów pozwalających sprawdzić, kto i jakie dane pobiera oraz kiedy, a także że wprowadzono odpowiednie zabezpieczenia techniczne i organizacyjne chroniące pobierane informacje. Wnioskodawca musi też zapewnić, że będzie korzystał z danych wyłącznie zgodnie z ustawą o KRS i że właściwie je zabezpieczy (art. 4 ust. 4g ustawy o KRS).

Ministerstwo Sprawiedliwości będzie sprawdzać, czy dany podmiot spełnia wymagania techniczne i czy potrzebuje dostępu do danych KRS w ramach swoich zadań. To ma zapobiegać niekontrolowanemu lub nieuzasadnionemu korzystaniu z informacji. MS może też odmówić takiego dostępu. Nowe przepisy przewidują też kary dla tych, którzy próbują pobierać dane z KRS przez sieć bez odpowiedniego uprawnienia. Grozi za to grzywna, ograniczenie wolności albo dwa lata więzienia.

Zdaniem ekspertów zabezpieczenia nie są wystarczające.

– Z jednej strony obowiązki te, zwłaszcza dotyczące wdrożenia odpowiednich zabezpieczeń, wynikają bezpośrednio z RODO i każdy administrator danych odpowiada za ich realizację. Z drugiej strony nasuwa się pytanie, po co ustawodawca wymaga składania takich oświadczeń? Czy chodzi o weryfikację stanu faktycznego po stronie wnioskodawcy? Jeśli tak, to nie powinno to mieć formy oświadczenia, bo samo w sobie niczego nie sprawdza – jedynie potwierdza, że ktoś je złożył – komentuje Paweł Litwiński, adwokat i partner w Barta Litwiński Kancelaria Radców Prawnych i Adwokatów.

Tymczasem np. w ustawie o ewidencji ludności (t.j. Dz.U. z 2025 r., poz. 274 ze zm.)dane z rejestru PESEL i rejestru mieszkańców udostępnia się za pomocą urządzeń teletransmisji danych podmiotom, które spełnią łącznie określone warunki.

– Różnica polega na tym, że w przypadku bazy PESEL nie wymaga się składania oświadczeń, lecz faktycznego spełnienia określonych warunków. Co najważniejsze, dostęp do danych za pomocą urządzeń teletransmisji jest odmawiany, jeśli te warunki nie zostaną spełnione – wyjaśnia mec. Paweł Litwiński.

Zdaniem prawnika, w przypadku KRS standardy ochrony danych dla podmiotów publicznych są niższe niż w przypadku innych rejestrów, np. PESEL. – Jasne, KRS jest jawny, a PESEL nie, ale to nie znaczy, że dane w KRS nie wymagają ochrony. Dane osobowe pozostają danymi osobowymi – podkreśla.

Rejestracja w KRS tylko online

Od momentu wejścia w życie nowelizacji gminy nie muszą już udostępniać w swoich urzędach papierowych formularzy wniosków do KRS o rejestrację spółek jawnych oraz udzielać informacji o wysokości opłat, sposobie ich uiszczania oraz o właściwości miejscowej sądów rejestrowych. Wymóg składania wniosków dotyczących spółek jawnych przez internet w systemie teleinformatycznym obowiązuje zaś od 1 lipca 2021 r.

Nowelizacja wprowadziła także pełną digitalizację postępowań dla podmiotów ujawnianych w rejestrze stowarzyszeń. Dotychczas możliwe było składanie wniosków również w formie papierowej, co nierzadko prowadziło do komplikacji, zwłaszcza braków formalnych skutkujących zwrotem wniosku. Ujednolicenie formy i przeniesienie całej procedury do systemu teleinformatycznego powinno znacząco poprawić jakość składanych dokumentów i zmniejszyć liczbę błędów. Ta zmiana wejdzie w życie jednak dopiero 1 kwietnia 2027 r.

– Pozytywnie oceniam pełną elektronizację akt w rejestrze stowarzyszeń i fundacji oraz uporządkowanie zasad dostępu do danych przez API. To oznacza jednoznaczny kierunek: odchodzimy od papieru i rozproszonych procedur, zmierzając do spójnego, cyfrowego obiegu dokumentów. Dla profesjonalnych pełnomocników to realna oszczędność czasu i zmniejszenie ryzyka błędów wynikających z formalizmów technicznych. Sprawi to także, że instytucje publiczne przestaną pytać przedsiębiorców o informacje, które i tak mają w systemie – komentuje Marcin Malinowski, adwokat w Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni.

Cyfryzacja rodzi też problemy

Wśród prawników pojawiają się obawy, że coraz większe uzależnienie od systemów teleinformatycznych może się skończyć problemami.

– Użytkownicy portalu rejestrów sądowych wiedzą z własnego doświadczenia, że awarie i przerwy w działaniu zdarzają się kilka razy w roku i potrafią ciągnąć się całymi dniami. Pozostaje więc liczyć, że pełna cyfryzacja nie przeciąży rządowych systemów do tego stopnia, że dostęp do usług publicznych jeszcze się pogorszy – komentuje mec. Łyszyk.

Jak tłumaczy, teoretycznie nowelizacja ustawy o KRS ma przynieść sporo korzyści i administracji, i przedsiębiorcom. Likwiduje kilka przestarzałych elementów systemu, co samo w sobie jest pozytywne. Nie można jednak ignorować ryzyka, zwłaszcza jeśli chodzi o przejrzystość działania rejestru i ochronę danych osobowych. W praktyce to nie ustawa na papierze, ale jakość technicznego wdrożenia i organizacji zdecyduje o tym, czy obywatele faktycznie zyskają większe zaufanie do rejestru.

Etap legislacyjny

Ustawa weszła w życie

Kradzież tożsamości pojazdu – przestępstwo XXI wieku

Kradzież tożsamości pojazdu to jedna z najbardziej wyrafinowanych form przestępczości samochodowej. Nie polega na fizycznym zaborze auta, lecz na podszyciu się pod jego dane identyfikacyjne. W tym celu przestępcy kradną dokumenty, fotografują numer VIN lub przejmują dane z ogłoszeń. Na ich podstawie tworzą „klona”, który trafia na rynek – piszą adwokat Kinga Tabor-Kłopotowska oraz Paweł Koryciński z Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni na portalu prawo.pl.

Sprawcy wyszukują „wzorowe” pojazdy: ten sam model, ten sam rok, podobny kolor. Pozyskują identyfikatory (VIN, numer silnika, tabliczkę znamionową) czasem z ogłoszeń, czasem z kradzieży dokumentów lub z demontażu aut. Następnie możliwy jest jeden z dwóch scenariuszy: albo przerabiają fizycznie kradziony samochód przebijają w nim VIN, montują tabliczkę i podrobione dokumenty, albo sporządzają komplet fałszywych dokumentów do istniejącego samochodu o zbliżonych parametrach. W taki sposób powstaje „klon”, który wygląda wiarygodnie w dokumentacji i można go sprzedać. Organy rejestracyjne i kupujący wykrywają problem dopiero przy próbie rejestracji, ubezpieczenia albo po zgłoszeniu przez rzeczywistego właściciela.

Co na to prawo karne

Kradzież tożsamości pojazdu ma złożoną postać: łączy fałszerstwo znaków i dokumentów z oszustwem oraz z ewentualnym paserstwem przy sprzedaży. Prawo karne reaguje na każdy z tych elementów osobnym przepisem, a organy ścigania kwalifikują czyny zgodnie z realnym przebiegiem zdarzeń: od przerobienia znaków identyfikacyjnych po wprowadzanie do obrotu pojazdu z podrobionymi dokumentami. Sankcje mogą być dotkliwe, a w przypadku działania w zorganizowanej grupie jeszcze surowsze.

Rzeczywiste instrumenty ochrony kupującego i właściciela w prawie cywilnym

W typowym klonowaniu oryginalny właściciel nie utracił fizycznie swojego auta – zamiast tego ktoś wykorzystał jego dane do oznakowania innego pojazdu. Z tego powodu przepis dotyczący nabycia ruchomości od osoby nieuprawnionej (przewidziany w art. 169 kodeksu cywilnego) zazwyczaj nie znajdzie zastosowania. W praktyce problem rozwiązuje się poprzez instytucje takie jak: rękojmia za wadę prawną, bezskuteczność czynności prawnych, zwrot świadczeń nienależnych oraz uchylenie oświadczenia woli z powodu błędu lub podstępu.

Na pierwszy plan wyłania się konstrukcja rękojmi za wadę prawną. Kiedy sprzedawca nie może przenieść pełni własności albo rzecz jest obciążona prawami osób trzecich, mówimy o wadzie prawnej. To właśnie wobec „klona” nabywca ma roszczenia: może żądać usunięcia wady, obniżenia ceny lub odstąpić od umowy i żądać zwrotu środków. W praktyce przy „sklonowanym” pojeździe usunięcie wady jest często niemożliwe, ponieważ nie da się „naprawić” faktu, że VIN został przypisany do innego auta. W związku z tym typowym rozwiązaniem jest odstąpienie od umowy i żądanie zwrotu zapłaconej kwoty.

W jaki sposób kupujący może uchylić się od skutków umowy

Najczęściej kupujący dowiaduje się o oszustwie dopiero po pewnym czasie. Jeśli zawarł umowę w przekonaniu, że nabywa pojazd o określonej tożsamości, a to przekonanie było mylne, w grę wchodzi instytucja błędu jako wady oświadczenia woli (art. 84 k.c.). Natomiast jeśli błąd został wywołany przez sprzedającego w sposób podstępny, czyli gdy sprzedawca świadomie wprowadził kupującego w błąd (fałszywe dokumenty, zatajenie istotnych faktów), art. 86 k.c. daje kupującemu szerszą ochronę (uchylenie się od skutków czynności także gdy błąd nie był istotny). Podstęp sprzedającego to okoliczność, która pozwala na skuteczne uchylenie się od skutków oświadczenia woli i domaganie się naprawienia szkody.

Nieważność czynności prawnej

Równolegle instytucja nieważności bezwzględnej (art. 58 k.c.) ma zastosowanie tam, gdzie czynność prawna jest sprzeczna z ustawą lub ma na celu obejście prawa. Gdy transakcja jest elementem przestępczego procederu (np. sprzedaż „klona” z dokumentami świadomie sfałszowanymi, celowe ukrywanie pochodzenia auta), sądy mogą uznać taką czynność za nieważną z mocy prawa. W piśmiennictwie i orzecznictwie spotykamy analizy, które wiążą praktyczne skutki takich rozstrzygnięć z odpowiedzialnością karną sprawców i z koniecznością zwrotu świadczeń.

Co może zrobić poszkodowany właściciel „oryginału”

Właściciel auta, którego dane zostały wykorzystane, ma kilka ścieżek działania.
Po pierwsze natychmiastowe zgłoszenie na policję (zawiadomienie o podejrzeniu fałszerstwa, oszustwa), co uruchamia śledztwo i może doprowadzić do wykrycia sieci przestępczej.
Po drugie poinformowanie wydziału komunikacji i ubezpieczyciela, co może skutkować, iż urzędy wprowadzą adnotacje lub zablokują podejrzane rejestracje.
Po trzecie zebranie dowodów (zdjęcia tabliczki znamionowej, dokumenty zakupu, zdjęcia z dawnych okresów), które ułatwią wykazanie, że to my jesteśmy właścicielem „oryginału”.
W skrajnych przypadkach właściciel może wytoczyć powództwo windykacyjne o wydanie rzeczy, jeżeli „klon” jest fizycznie w rękach osoby trzeciej, lub współdziałać z prokuraturą przy dochodzeniu karnym. Wyroki i praktyczne przykłady wskazują, że szybka reakcja właściciela znacznie zwiększa szanse na wykrycie sprawców i ochronę praw.

Co powinien zrobić poszkodowany nabywca „klona”

Kupujący, który odkryje, że nabyty pojazd ma podrobiony VIN lub wadę prawną, może działać dwutorowo: natychmiast wezwać sprzedawcę do usunięcia wady (żądać zwrotu ceny/odstąpienia od umowy) oraz złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, jeżeli istnieją podstawy, by sądzić, że miał do czynienia z przestępczą organizacją. Sądy cywilne rozpatrują roszczenia z rękojmi za wadę prawną (odnośnie zwrotu ceny), ewentualne roszczenia deliktowe (odszkodowanie z powodu działania w złej wierze sprzedawcy) i (zwrot świadczeń nienależnych). Ważnym aspektem jest fakt, iż kupujący musi dowieść, że dołożył należytej staranności przy sprawdzeniu pojazdu (np. weryfikacja VIN w CEPiK, żądanie dokumentów). Brak takiej staranności może ograniczyć ochronę przez instytuty dobrej wiary. Orzecznictwo rozróżnia sytuacje kupujących profesjonalnych (komisy, przedsiębiorcy) i prywatnych wymogi staranności są zdecydowanie wyższe wobec profesjonalistów.

Kiedy można się zorientować, że „ktoś ukradł” dane auta

Zazwyczaj sygnały pojawiają się falami: urząd odmawia rejestracji auta z powodu sprzeczność w danych, pojawiają się wezwania do wyjaśnień z tytułu mandatów lub szkód zgłoszonych do ubezpieczyciela, właściciel znajduje w sieci ogłoszenie z identycznymi danymi jak jego auto. Czasami problem wychodzi na jaw dopiero, gdy nabywca „klona” zgłasza szkodę lub przeprowadza przegląd techniczny wtedy system CEPiK ujawni niespójności. Dlatego zalecany jest monitoring danych pojazdu i natychmiastowe zgłoszenie każdej podejrzanej rejestracji czy ogłoszenia.

Konsekwencje dla stron

Dla sprawcy konsekwencją jest odpowiedzialność karna za fałszerstwo znaków i dokumentów, oszustwo, ewentualnie paserstwo; grzywny, kary pozbawienia wolności i odpowiedzialność majątkowa.

Dla kupującego-ofiary jest to utrata auta (jeżeli zostanie wydane właścicielowi oryginału), konieczność prowadzenia procesu cywilnego o zwrot pieniędzy, koszty sądowe i reputacyjne.

Dla właściciela oryginału – konieczność dowodzenia swego prawa (fotografie, historia serwisowa) i potencjalne długi związane z nadużyciami popełnionymi „pod jego” numer. Szybkie zgłoszenie i współpraca z organami znacznie ogranicza ryzyko.

Ochrona przed kradzieżą tożsamości pojazdu

Nie należy zamieszczać zdjęcia VIN i całego dowodu rejestracyjnego do ogłoszenia na portalu aukcyjnym. Nie warto zostawiać dowodu rejestracyjnego w warsztacie bez potwierdzenia odbioru. Przed zakupem sprawdzenie VIN w CEPiK i wykonanie prostej kontroli zgodności fizycznej oznaczeń na pojeździe, zminimalizują ryzyko zakupu „klona”. W przypadku cienia podejrzenia, warto zgłosić sprawę policji i do wydziału komunikacji właściwego urzędu. Będzie miało to znaczenie przy późniejszym dochodzeniu roszczeń.

Kradzież tożsamości pojazdu jest przestępstwem hybrydowym: technicznym i prawnym. Rozwiązanie problemu wymaga jednoczesnego użycia instrumentów karnych (ściganie sprawców), jak i cywilnych (rękojmia, odszkodowanie, uchylenie oświadczenia woli) oraz administracyjnych (działania wydziału komunikacji, adnotacje w rejestrach).

Dla poszkodowanego kluczowe jest szybkie działanie zgłoszenie, zebranie dowodów i współpraca z biegłymi, ponieważ to daje realną szansę na odzyskanie środków lub zabezpieczenie własności.

 

Za patostreaming do więzienia?

Zmiany w kodeksie karnym miałyby pomóc w ściganiu patostreamingu, ale eksperci ostrzegają, że mogą też uderzyć w zwykłych internautów, ograniczyć wolność słowa, a także spowodować dublowanie norm.

Patostreaming to prawdziwa plaga naszych czasów. Niestety, wciąż brakuje skutecznych przepisów, które pozwalałyby szybko reagować na tego typu treści, usuwać je z internetu i surowo karać sprawców. Od dawna apelują o to m.in. rzecznik praw obywatelskich oraz rzecznik praw dziecka.

Raport Państwowego Instytutu Badawczego NASK podkreśla, że patostreamy są szkodliwe dla młodych odbiorców, którzy często nieświadomie wchodzą z nimi w kontakt. Zjawisko to wprowadza wzorce destrukcyjnych zachowań, sprzyjające normalizacji przemocy i nihilizmu moralnego. Aż 56,6 proc. dorosłych i 76,6 proc. młodzieży w Polsce zna zjawisko patostreamingu, a 29,4 proc. dorosłych i 48,4 proc. nastolatków natrafia na te treści regularnie.

Jedną z pierwszych, choć mocno niedoskonałych prób rozwiązania tego problemu jest projekt nowelizacji kodeksu karnego autorstwa posłów PiS. 9 października odbyło się pierwsze czytanie tego projektu. Poparły go wszystkie grupy parlamentarne. Zarówno posłowie, jak i prawnicy wytykają jednak projektowi liczne błędy. Ostrzegają, że zamiast skutecznie zwalczać patostreaming, może on wywrzeć efekt mrożący wobec tych, którzy próbują z nim walczyć.

Pięć lat więzienia za przemocowy film

Projekt noweli kodeksu karnego przewiduje karę więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat za publikowanie w internecie filmów lub nagrań dźwiękowych pokazujących popełnianie przestępstw takich jak: przemoc, znęcanie się nad zwierzętami czy naruszanie nietykalności cielesnej (art. 255b k.k). Taka sama kara ma dotyczyć osób, które udostępniają w sieci treści udające prawdziwe nagrania przestępstw, choć w rzeczywistości są one upozorowane.

Surowsza kara – od sześciu miesięcy do ośmiu lat – ma grozić wtedy, gdy ktoś robi to dla pieniędzy, np. zarabia na wyświetleniach lub darowiznach podczas transmisji.

Osoby, które pokazują takie nagrania w celu obrony ważnego interesu społecznego (np. ujawnienia przemocy lub nieprawidłowości), nie będą podlegały karze.

Odpowiedzialność osób trzecich

Jednym z problemów jest to, że projekt zbyt szeroko zakreśla granice odpowiedzialności karnej osób trzecich, które nie uczestniczą bezpośrednio w tworzeniu patostreamu.

– Może to prowadzić do nadmiernej penalizacji, co zwiększa ryzyko, że osoby przypadkowo powiązane z transmisją będą podlegały ściganiu. Co może również wywołać efekt mrożący wobec działalności dziennikarskiej, edukacyjnej czy artystycznej. Obawa przed odpowiedzialnością karną może zniechęcać do podejmowania tematów społecznie istotnych. Klauzula niekaralności, odwołująca się do interesu publicznego, jest zbyt ogólna, by stanowiła realną ochronę. Dlatego należy rozważyć wyłączenie odpowiedzialności karnej w przypadkach, gdy prezentowane treści stanowią działalność dziennikarską, artystyczną, edukacyjną, sportową lub naukową – ostrzegała podczas pierwszego czytania posłanka Katarzyna Ueberhan z klubu Lewicy.

W uzasadnieniu projektu brakuje twardych danych wskazujących, że organy ścigania mają realne problemy z przeciwdziałaniem patostreamingowi

– Zastanawiam się, co powiedziałby Szekspir, gdyby się dowiedział, że będziemy tutaj dywagować nad tym, iż jeżeli w teatrze ktoś wystawia „Hamleta”, to wszystko jest w porządku, ale jeśli ktoś inny zechce w domu nawiązać do tego, co robił Hamlet na deskach teatru, to można to zinterpretować inaczej i będziemy mieli z tym problem – wtórował jej poseł Łukasz Osmalak z Polski 2050.

Z kolei posłanka Koalicji Obywatelskiej Magdalena Małgorzata Kołodziejczak poddała pod rozwagę, czy przepisy dotyczące patostreamingu powinny znaleźć się w kodeksie karnym. Zapytała również, czy nie należałoby w pierwszej kolejności przeanalizować innych gałęzi prawa, m.in. prawa administracyjnego. – Czy właściciel bądź administrator platformy, na której umieszczane są gorszące treści i filmy, nie powinien ponosić daleko idących konsekwencji administracyjnych, np. bardzo wysokich kar finansowych? – pytała posłanka.

Karać patostreamerów, a nie internautów

To, że projekt jest niedopracowany i może uderzyć w zwykłych internautów, podkreśla również część prokuratorów.

– Proponowana zmiana nastawiona jest na karanie nie tyle wytwórców patostreamingu, ile osób oglądających te treści w internecie. Tymczasem patologię należy zwalczać u źródła, a nie rozciągać konsekwencje działania patostreamerów na setki internautów, którzy z różnych powodów i w odmiennych okolicznościach mogą mieć styczność z „patomateriałami” – tłumaczy dr Paweł Opitek, prokurator, dyrektor Biura Prawnego Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratur.

Według niego posłowie idą na skróty i gdyby tego rodzaju przepisy weszły w życie, organy ścigania skupiłyby się na przypadkowych użytkownikach sieci zamiast źródle zła. – Tym bardziej że proponowany kształt nowego art. 255b k.k. ma nieostry charakter. Takie znamiona, jak „rozpowszechniać”, „w celu obrony interesu publicznego lub zasługującego na uwzględnienie interesu prywatnego” czy „pozorowane popełnienie czynu zabronionego” są bardzo pojemne i niedookreślone. Ich wykładnia byłaby zbyt uznaniowa, a nawet cenzurowałaby wolność komunikowania się i dostępu do informacji – uważa prokurator.

– Jak najszybciej należy wprowadzić do polskiego systemu prawnokarnego przepis, który będzie penalizował tego typu zachowania. W przeciwnym razie patostreaming będzie się rozwijał, wyrządzając nieodwracalne szkody, zwłaszcza dzieciom, które powinniśmy jak najskuteczniej chronić – twierdzi dr Piotr Kosmaty, prokurator Prokuratury Regionalnej w Krakowie. Według niego projekt należy potraktować jako solidny fundament do dalszych prac nad ostatecznym kształtem proponowanego art. 255b k.k. A zaproponowane sankcje za zachowania patostreamerskie są adekwatne do ich społecznej szkodliwości i nie są wyrazem populizmu penalnego.

– Nie podzielam opinii, że należy złagodzić zagrożenie, także poprzez wprowadzenie grzywny lub kary ograniczenia wolności. Pamiętać bowiem należy, że patostreaming to niezwykle poważne zagrożenie dla najmłodszych, którzy za jego pośrednictwem oswajają się z przemocą, krzywdzeniem i poniżaniem innych ludzi, a nawet zabijaniem zwierząt. Ten niekorzystny stan może poważnie wpłynąć na ich dalsze życie, które będzie obarczone ryzykiem występowania lęków, trudnych emocji i innych problemów natury psychologicznej – komentuje prokurator Piotr Kosmaty.

Penalizacja to ostateczność

Prawnicy specjalizujący się w prawie karnym wytykają projektowi, że idzie zdecydowanie za daleko. Ich zdaniem kryminalizacja zjawiska patostreamingu powinna być ostatecznością, a surowe kary nie zawsze są najlepszym rozwiązaniem.

– Prawo karne, jako najsurowsza i najgłębiej ingerująca w sferę wolności forma odpowiedzialności, powinno być uruchamiane wyłącznie jako ostateczność. W tej sytuacji na wnioskodawcach projektu spoczywa ciężar udowodnienia potrzeby kryminalizacji danego czynu. W konsekwencji należy oczekiwać od nich pełnego i rzeczowego uzasadnienia decyzji o wprowadzeniu takiej regulacji – twierdzi adwokat Łukasz Moczydłowski z kancelarii prawnej Prokurent.

Jak wyjaśnia, brakuje w uzasadnieniu projektu rzetelnego uzasadnienia decyzji o kryminalizacji zjawiska patostreamingu. Samo stwierdzenie, że należy kryminalizować za „materiały, które mogą wywołać negatywne emocje u odbiorcy lub które promują niebezpieczne zachowania”, jest zbyt słabym argumentem, by sięgać po sankcje prawa karnego. – W życiu społecznym występuje bowiem wiele zjawisk i zachowań wywołujących negatywne emocje lub promujących zachowania niebezpieczne (np. sporty ekstremalne), a jednak powszechnie przyjmuje się, że nie ma potrzeby ich penalizowania – kwituje Łukasz Moczydłowski.

Jak wyjaśnia, w uzasadnieniu projektu nie ma danych potwierdzających informację, że skala patostreamingu w Polsce jest tak duża, że „nie występuje nigdzie w Europie”. Brakuje też twardych danych wskazujących, że organy ścigania mają realne problemy z przeciwdziałaniem temu zjawisku. Co prawda przywołano kilka głośnych przypadków działalności patostreamerów, jednak – jak wynika z tego samego uzasadnienia – spotkały się one ze skuteczną reakcją prawną. Podważa to twierdzenie wnioskodawców o konieczności wprowadzenia dodatkowych przepisów, ponieważ organy ścigania rzekomo mają problemy z ich egzekwowaniem.

Dublowanie norm

– W proponowanym kształcie art. 255b może powodować podwójną karalność czynu za przestępstwo pospolite i patostreaming, co jest niedopuszczalne w konstrukcji przestępstwa – wskazuje dr Paweł Opitek. Sami wnioskodawcy przyznają, że proponowana regulacja w dużej mierze pokrywa się ze znamionami wielu już obowiązujących przepisów kodeksu karnego. Tym samym zmiany te prowadziłyby do dublowania istniejących regulacji. – W mojej ocenie brak jest podstaw do wprowadzania w tym zakresie nowych przepisów. Zamiast tego należałoby poprawić skuteczność działania organów ścigania – ocenia mec. Moczydłowski.

Z kolei Michał Buna, adwokat w kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni, nie widzi przeciwwskazań do wprowadzenia dodatkowej regulacji. Jak podkreśla w rozmowie z Dziennikiem Gazeta Prawna, wynika ona przede wszystkim z trudności w ściganiu różnego rodzaju przestępstw, które łączy pojęcie patostreamingu. – Wprowadzenie tego przestępstwa jako odrębnej kategorii pozwoli precyzyjniej przypisać konkretne zachowanie do odpowiedniej normy karnej, a więc do definicji patostreamingu – uważa.

Ustawa o kredycie konsumenckim z perspektywy banków

Ustawa o kredycie konsumenckim wprowadza istotne wyzwania dla banków, które muszą dostosować procesy kredytowe, marketingowe i ubezpieczeniowe do nowych wymogów. Z jednej strony zmiany zwiększają ochronę konsumentów i przejrzystość rynku, z drugiej jednak skutkują większymi kosztami operacyjnymi, koniecznością zatrudnienia dodatkowego personelu, wydłużeniem procesów decyzyjnych oraz zwiększeniem ryzyka prawnego – piszą Piotr Glonek i Kinga Zarzecka na portalu infor.pl.

Konsumenci z większą ochroną

Nowa ustawa o kredycie konsumenckim, wdrażana w wyniku implementacji dyrektyw UE 2023/2225 (znana również jako dyrektywa CCD II) i UE 2023/2673 znacząco zmienia regulacje rynku kredytowego, a z perspektywy banków wprowadza szereg nowych wyzwań operacyjnych i prawnych. Jedną z największych nowości jest, niejako wymuszone najnowszymi dyrektywami, uchylenie dotychczasowego limitu kwotowego kredytu, który wcześniej warunkował zakres stosowania przepisów ochronnych, podczas gdy zgodnie z wcześniejszą regulacją ochrona prawna obejmowała wyłącznie kredyty konsumenckie o wartości nieprzekraczającej 255 550 zł. Po wprowadzeniu nowych przepisów, przepisy ochronne będą miały zastosowanie do wszystkich kredytów i pożyczek zaciąganych przez konsumentów, niezależnie od ich wysokości – co znacznie rozszerza zakres ochrony konsumentów, a dla banków oznacza konieczność dostosowania procedur oceny ryzyka, zwiększenie obciążeń administracyjnych oraz potencjalne ograniczenie elastyczności w oferowaniu produktów kredytowych.

Rozszerzenie definicji kredytu konsumenckiego obejmuje również m.in. kredyty odnawialne, leasing z możliwością wykupu oraz kredyty w rachunkach oszczędnościowo-rozliczeniowych, co zwiększa zakres produktów podlegających regulacjom. Z perspektywy banków oznacza to konieczność weryfikacji produktów i procedur operacyjnych, a także dostosowania dokumentacji – dopasowanie oferty do nowych wymogów obejmuje aktualizację umów, materiałów informacyjnych i systemów oceny ryzyka, a banki muszą także opracować procedury szkoleń pracowników, aby prawidłowo stosować przepisy do wszystkich nowych kategorii produktów.

Trzy poziomy sankcji

Kolejnym ciekawym novum jest to, że w projekcie ustawy o kredycie konsumenckim z 7 lipca 2025 r. przewidziano trzy poziomy sankcji wobec kredytodawców, opisane w art. 66, co zastępuje dotychczasową jednolitą Sankcję Kredytu Darmowego określoną aktualnie w art. 45 ustawy, i w praktyce daje większą elastyczność w zarządzaniu przypadkami naruszeń. Najsurowsza sankcja (art. 66 ust. 1) – jednocześnie dotycząca najrzadszych sytuacji – odnosi się do przypadków działania poza stosunkiem prawnym, takich jak udzielenie kredytu bez wniosku, wyraźnej zgody konsumenta lub przy tzw. „milczeniu klienta”, i skutkuje pełnym zwolnieniem konsumenta z zwrotu kredytu konsumenckiego, odsetek, innych kosztów kredytu należnych kredytodawcy oraz wszelkich innych kosztów.

Drugi poziom sankcji (art. 66 ust. 3) obejmuje naruszenia obowiązków informacyjnych i proceduralnych, w tym błędne określenie RRSO, nieprawidłowe wyliczenie zdolności kredytowej, brak ponownej oceny przy podwyższeniu kwoty kredytu, nieprzekazanie umowy w formie papierowej lub trwałej oraz brak kluczowych informacji w umowie, takich jak termin spłaty, procedura zmiany oprocentowania, struktura rat czy całkowity koszt kredytu; w takich przypadkach konsument jest zwolniony z odsetek i innych kosztów po złożeniu pisemnego oświadczenia.

Trzeci, najłagodniejszy poziom sankcji (art. 66 ust. 4-5) dotyczy mniej istotnych uchybień, na przykład braku informacji w umowie o rodzaju kredytu czy o okresie obowiązywania umowy o kredyt, bądź o wymaganym zabezpieczeniu spłaty lub opłatach notarialnych; konsument spłaca wówczas kapitał wraz z połową odsetek, a bank traci prawo do dochodzenia innych kosztów kredytu. W razie sporu w tej materii sąd może określić wysokość odsetek i kosztów w mechanizmie „miarkowania”, co pozwala sędziom na ustalanie odpowiedzialności kredytodawcy w zależności od okoliczności sprawy. Dla banków oznacza to większą nieprzewidywalność skutków prawnych naruszeń, co może skutkować wydłużeniem postępowań sądowych i zwiększeniem kosztów prawnych. System ten wymaga od banków prowadzenia szczegółowej dokumentacji i przygotowania strategii obronnych w przypadku sporów. Banki muszą przewidzieć różne scenariusze interpretacyjne sądów, aby uniknąć niekorzystnych decyzji w sprawach dotyczących zróżnicowanych sankcji.

Z perspektywy banków taki system sankcji wprowadza znaczną złożoność prawną i operacyjną, ponieważ każdy poziom wymaga dokładnej dokumentacji oraz może generować ryzyko sporów sądowych, co wymaga starannego dostosowania procedur oceny ryzyka, procesów kredytowych i systemów nadzoru nad umowami konsumenckimi – banki będą musiały opracować dokładne mechanizmy dokumentowania działań kredytowych, aby w razie sporu móc wykazać prawidłowość postępowania, co generuje dodatkowe czynności i potencjalne koszty, jednak w długofalowej perspektywie ułatwi udowodnienie dochowania wymaganych procedur.

Nowe wymogi dla kampanii reklamowych

Obowiązek zapewnienia możliwości oceny wniosku o kredyt konsumencki przez człowieka (w przypadku zautomatyzowanego przetwarzania danych przy ocenie zdolności kredytowej) w przypadku odmowy przyznania kredytu, przewidziany w art. 38 ust. 2 projektu, ogranicza wykorzystanie automatycznych systemów oceny zdolności kredytowej, co wpływa na czas i koszty procedury. Regulacja chroni konsumenta przed decyzjami algorytmicznymi, ale banki będą musiały zatrudnić dodatkowy personel i wdrożyć procedury manualnej weryfikacji wniosków na większą skalę. Zakaz wykorzystywania danych z mediów społecznościowych (art. 30 ust. 3 i ust. 5) stanowi interesującą nowość w regulacjach i eliminuje jedno z narzędzi umożliwiających dodatkową analizę ryzyka. Biorąc pod uwagę te zmiany, banki będą musiały opracować procedury odwoławcze i kontrolne, aby w pełni respektować prawa konsumenta do ponownej weryfikacji wniosku. W praktyce wprowadzenie tych zmian zwiększa koszty operacyjne i wymaga dodatkowego nadzoru nad procesami kredytowymi.

Nowe przepisy nakładają obowiązek pełnej przejrzystości informacji dla konsumenta, określone chociażby w rozdziale 2 projektu, obejmujące m.in. stopę oprocentowania, całkowitą kwotę kredytu, całkowitą kwotę do zapłaty i skutki niewykonania zobowiązań. Choć zwiększa to ochronę konsumentów, banki będą musiały wprowadzić systemy pozwalające na szybkie przygotowanie i udostępnienie szczegółowych formularzy informacyjnych. Reklamy nie mogą wprowadzać konsumenta w błąd ani sugerować, że kredyt zwiększa zasoby finansowe, co nakłada konkretne restrykcje dotychczasowe praktyki marketingowe i wymaga dodatkowej weryfikacji materiałów promocyjnych. Ciekawy zapis wprowadzony zostaje w art. 8, wymagając, by reklama dotycząca kredytu konsumenckiego zawierała jasne i wyraźne ostrzeżenie, wskazujące że z kredytem wiążą się określone koszty, z użyciem sformułowania „Uwaga! Pożyczanie pieniędzy kosztuje” lub innego równoważnego sformułowania.

Z perspektywy banków, zapewnienie zgodności wszystkich kampanii reklamowych z nowymi, bardziej restrykcyjnymi wymogami będzie wymagało dodatkowych nakładów administracyjnych i prawnych, a przede wszystkim – czasowych. Wprowadzenie jednolitych zasad komunikacji zwiększa transparentność, ale ogranicza elastyczność w ofertach marketingowych. Banki będą musiały również zaktualizować procedury szkoleniowe dla pracowników obsługi klienta, aby zapewnić pełną zgodność z ustawą.

Co z tzw. pakietem usług?

Nowe przepisy w zakresie sprzedaży łączonej z jednej strony wprost pozwalają na sprzedaż „pakietu usług”, to z drugiej obligują banki do jednoznacznego informowania konsumentów, że kredyt jest dostępny również bez dodatkowych produktów lub usług finansowych – banki w celu usprawnienia przekazu danych mogą więc wprowadzić systemy umożliwiające automatyczne generowanie odpowiednich informacji, co w praktyce oznacza konieczność dostosowania procesów sprzedażowych do standardów zgodności i ograniczenia ryzyka naruszeń przepisów.

W zakresie ubezpieczeń kredytowych, zgodnie z art. 15 projektu, banki muszą dopuścić możliwość wyboru polisy spoza oferty instytucji finansowej, przy zachowaniu minimalnych parametrów ubezpieczenia. Trzydniowy okres oczekiwania na zawarcie polisy po otrzymaniu informacji w tym temacie stanowi ukłon wobec konsumentów, dając im czas na rzetelne zapoznanie się z przedstawionymi wytycznymi i danymi; jednocześnie nowowprowadzone kryteria dotyczące polis wymagają dodatkowych procedur kontrolnych i dokumentacyjnych. Dla banków oznacza to konieczność dostosowania systemów ubezpieczeniowych i sprzedaży produktów powiązanych z kredytem, aby zachować zgodność z ustawą i uniknąć ryzyka naruszeń. Konieczne jest także opracowanie procedur weryfikacji zgodności polisy z wymogami ustawowymi.

Nowe regulacje dotyczące pełnej oceny zdolności kredytowej ograniczają stosowanie uproszczonych procedur i wymagają pełnej analizy przy kredytach powyżej minimalnego wynagrodzenia. Banki muszą uwzględniać szereg czynników finansowych, ograniczyć automatyzację decyzji i przeprowadzić dodatkowe analizy ryzyka. Konsekwencją może być – poza konieczną aktualizacją sposobu oceny zdolności kredytowej – początkowe wydłużenie procesu przyznawania kredytu oraz zwiększenie kosztów operacyjnych, szczególnie przy wnioskach o wyższe kwoty lub przy nietypowych profilach klientów.

Podsumowanie

Podsumowując, ustawa o kredycie konsumenckim wprowadza istotne wyzwania dla banków, które muszą dostosować procesy kredytowe, marketingowe i ubezpieczeniowe do nowych wymogów. Z jednej strony zmiany zwiększają ochronę konsumentów i przejrzystość rynku, z drugiej jednak skutkują większymi kosztami operacyjnymi, koniecznością zatrudnienia dodatkowego personelu, wydłużeniem procesów decyzyjnych oraz zwiększeniem ryzyka prawnego. Banki muszą wdrożyć ścisłe procedury nadzoru i starannie planować strategie operacyjne, aby minimalizować ryzyko finansowe i regulacyjne wynikające z nowych przepisów – a przyszłe działania banków będą wymagały także monitorowania interpretacji sądowych i bieżącego dostosowywania procedur do ewoluujących standardów prawnych.

Zmiany postępowania administracyjnego na półmetku

Sądy administracyjne będą mogły korzystać z instytucji przyjaciela sądu i szybciej łączyć podobne sprawy. Prawnicy chwalą część zmian i postulują kolejne.

Sejm uchwalił nowelizację prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi 12 września. Zmiany mają ograniczyć biurokrację, wprowadzić instytucję przyjaciela sądu oraz ułatwić łączenie spraw. Prawnicy chwalą nowe przepisy, choć podkreślają, że w procedurze administracyjnej trzeba jeszcze wiele naprawić.

Mniejsza biurokracja

Nowela przewiduje, że strony postępowań przed sądami administracyjnymi nie będą już musiały dostarczać dokumentów potwierdzających pełnomocnictwo, jeśli sąd sam może je sprawdzić w dostępnych rejestrach online.

– W dobie wykazów i rejestrów dostępnych drogą elektroniczną nie ma żadnego uzasadnionego powodu, by sąd administracyjny nie mógł sam weryfikować sposobu reprezentacji osób prawnych oraz jednostek organizacyjnych posiadających zdolność sądową. To właśnie było jednym z celów stworzenia takich systemów. Jest to przydatne nie tylko na etapie składania pierwszego pisma procesowego, ale również na etapie rozpoznania sprawy, w szczególności na rozprawie – chwali zmiany Rafał Dębowski, adwokat, wspólnik w kancelarii Dębowski i Wspólnicy.

Podobnie myśli Elżbieta Jóźwiak, radca prawny w BWHS Wojciechowski Springer i Wspólnicy. Przypomina, że takie rozwiązanie istnieje już w wypadku postępowania cywilnego i dobrze się sprawdza.

Adwokat Maciej Obrębski, wspólnik w kancelarii Obrębski Adwokaci i Radcowie Prawni, cieszy się, że wreszcie nie trzeba będzie załączać odpisu z KRS i dokumentu pełnomocnictwa w przypadku przedsiębiorcy, który ma ujawnionego pełnomocnika w CEIDG.

– Warto wprowadzić jeszcze jedną zmianę. Wojewódzki sąd administracyjny przy składaniu skargi zawsze wymaga ponownego przedłożenia pełnomocnictwa, mimo że pełnomocnictwo udzielone na etapie postępowania administracyjnego obejmuje również reprezentację w postępowaniu sądowo -administracyjnym. Jest to zbędny formalizm, zwłaszcza że akta postępowania administracyjnego przekazywane są sądom wraz ze skargą. Dodatkowo wiąże się to z koniecznością ponownego uiszczenia opłaty skarbowej od pełnomocnictwa – postuluje mec. Maciej Obrębski.

Mecenas Rafał Dębowski proponuje, aby zmienić art. 46 par. 3 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, tak by odstąpić od obowiązku składania dokumentu pełnomocnictwa nie tylko wtedy, gdy sąd może stwierdzić umocowanie na podstawie wykazu lub innego rejestru dostępnego drogą elektroniczną, lecz także wtedy, gdy umocowanie można potwierdzić na podstawie dokumentów znajdujących się w aktach postępowania administracyjnego.

Przyjaciel sądu administracyjnego

Nowela wprowadza do postępowań przed sądami administracyjnymi instytucję przyjaciela sądu (amicus curiae). Oznacza to, że jeśli w sprawie pojawią się istotne wątpliwości, sąd będzie mógł się zwrócić do organizacji społecznej lub organu administracji publicznej o opinię ważną dla rozstrzygnięcia sprawy.

– Regulacja, która wprowadza instytucję przyjaciela sądu, może nie znaleźć szerokiego zastosowania w praktyce – uważa mec. Elżbieta Jóźwiak. Jej zdaniem niejasne są kryteria, jakimi sąd będzie się kierował przy ocenie, czy w sprawie pojawiły się istotne wątpliwości, w których wyjaśnieniu może pomóc pogląd organizacji społecznej lub organu administracji publicznej. Brakuje definicji tego pojęcia. Nie wiadomo również, jaki będzie charakter procesowy takiego poglądu. Pojawia się także pytanie, w jakim trybie strona będzie mogła wnieść zastrzeżenia lub kwestionować sam wybór organizacji, do której sąd skierował zapytanie.

Zastrzeżenia zgłasza również Weronika Supronik, prawniczka w kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni w rozmowie z Dziennikiem Gazeta Prawna:

– Takie rozwiązanie może okazać się zbędne, a nawet niekorzystne dla postępowania. Przepis jest sformułowany dość szeroko, co może prowadzić do jego nadmiernego stosowania, a w konsekwencji do wydłużenia czasu rozpatrywania spraw – ostrzega. Podkreśla, że niezależne i bezstronne formułowanie poglądów istotnych dla sprawy powinno należeć do sądu. Posiłkowanie się opiniami podmiotów zewnętrznych może budzić wątpliwości co do niezależności i bezstronności postępowań oraz rozstrzygnięć.

– W sprawach wymagających wiedzy specjalistycznej zamiast wprowadzać omawiany fragment nowelizacji, warto byłoby wzmocnić i usprawnić funkcjonowanie instytucji biegłych sądowych oraz uregulować tę kwestię w ustawie na wzór kodeksu postępowania cywilnego – podpowiada.

Część prawników ma inne zdanie. – W sprawach administracyjnych, w których nie jest możliwe przeprowadzenie opinii biegłego, może pojawić się potrzeba uzyskania istotnego dla sprawy poglądu. Z taką sytuacją spotkałem się osobiście przy rozpatrywaniu skarg na zawieszenie postępowań o ustalenie warunków zabudowy z uwagi na przepisy prawa lotniczego dotyczące planu generalnego lotniska Okęcie. Stopień skomplikowania zagadnień związanych z prawem lotniczym był tak duży, że opinia przyjaciela sądu na pewno byłaby pomocna – komentuje mec. Rafał Dębowski.

Maciej Obrębski postuluje stworzenie listy organizacji pozarządowych, do których sądy mogłyby się zwracać, nie wszystkie są bowiem jednakowo wiarygodne i rzetelne.

Zamiast pięciu, jedno postępowanie

Nowe przepisy umożliwią sądom większą swobodę w łączeniu podobnych postępowań, które pozostają zbieżne pod względem stanu faktycznego, ale różnią się stopniem skomplikowania innych elementów, co może przyspieszyć rozstrzygnięcie i lepiej odpowiadać interesowi stron. Na przykład w sprawach podatkowych.

– Organy podatkowe wydają odrębne decyzje dla każdego podmiotu i każdego roku podatkowego, nawet jeśli sprawy są powiązane. Każda decyzja wymaga osobnej skargi, co powoduje wszczynanie wielu postępowań, mimo że stan faktyczny i prawny jest w nich bardzo podobny. Połączenie spraw pozwoliłoby znacząco zredukować ich liczbę – wyjaśnia mec. Maciej Obrębski.

Zwrot wpisu

Nowela przewiduje też, że jeżeli sąd uwzględni zażalenie, to będzie można automatycznie zwrócić uiszczony wpis. Dotychczas przepisy przewidywały taki zwrot tylko w sytuacji, gdy zażalenie dotyczyło ukarania grzywną. Nowa regulacja obejmuje wszystkie zażalenia. Obywatel nie powinien wszak ponosić kosztów błędu sądu pierwszej instancji.

Przydałyby się uchwały pilotażowe

– Pożądaną inicjatywą w celu przyspieszenia postępowań i w szczególności zredukowania zatoru w NSA był projekt wprowadzenia uchwał pilotażowych. Z inicjatywy prezesa NSA projekt trafił do prezydenta w 2024 r. Niestety nie ma postępu w tej sprawie – mówi mec. Maciej Obrębski.

Postępowania, które zostały rozpoczęte na podstawie starej wersji ustawy i jeszcze się nie zakończyły, będą prowadzone według dotychczasowych przepisów. Wyjątek stanowią zażalenia rozpatrywane od dnia wejścia w życie nowelizacji – w ich przypadku obowiązuje już nowe brzmienie przepisów.

Ustawą teraz zajmie się Senat.

Projekt ustawy dla frankowiczów 2025. Jakie zmiany w sporach z bankami?

Projekt ustawy z 30 czerwca 2025 r. dotyczący spraw frankowych to dokument, który może radykalnie zmienić krajobraz procesów dotyczących kredytów denominowanych lub indeksowanych do franka szwajcarskiego. Regulacja przedstawia rozwiązania procesowe i materialne, które mają wspierać konsumentów, ale także – co mniej zauważalne –usystematyzować obecność spraw frankowych w przestrzeni prawnej – piszą na portalu infor.pl Piotr Glonek i Kinga Zarzecka.

Jest to naturalnie próba wprowadzenia lex specialis do kodeksu postępowania cywilnego, która obejmie wyłącznie sprawy frankowe – co ciekawe, z wyłączeniem spraw dotyczących kredytów w innych walutach niż CHF, mogących zawierać podobne, a nawet tożsame zapisy umowne, co umowy kredytu w sprawach frankowych.

Między ochroną a przewidywalnością

Już sama preambuła i zakres zastosowania ustawy wskazują, że intencją ustawodawcy jest ochrona kredytobiorców, a także ich spadkobierców, poręczycieli i osób odpowiadających rzeczowo za dług. Jednakże dla banków projekt jest jednocześnie zagrożeniem i szansą, bo choć odbiera im pewne narzędzia, wprowadza także większą przewidywalność. Właśnie to połączenie ochrony konsumenta z elementami porządkowymi dla instytucji finansowych czyni ustawę szczególnie ciekawą z doktrynalnego punktu widzenia, bowiem analiza treści projektu ujawnia, że jego skutki będą daleko wykraczać poza zwykłą zmianę procedury – to niejako zmiana filozofii prowadzenia sporów o kredyty frankowe.

Wstrzymanie rat – automatyczne i bez decyzji sądu

Jednym z najważniejszych rozwiązań projektu jest wprowadzenie automatycznego wstrzymania obowiązku spłaty rat z chwilą doręczenia bankowi pozwu. Oznacza to, że frankowicz, który pozywa bank, przestaje płacić raty aż do prawomocnego zakończenia procesu, a instytucja finansowa nie może tego traktować jako niewykonania umowy. W praktyce to prawdziwa rewolucja, bo dotychczas takie wstrzymania były możliwe wyłącznie na podstawie zabezpieczenia roszczenia, co wymagało decyzji sądu i mogło trwać miesiącami. Ustawa czyni to rozwiązanie „z automatu”, a jednocześnie nakazuje bankowi powiadomić BIK, BIG i inne instytucje o konieczności usunięcia negatywnych wpisów. Co ważne, jeśli klient chce dalej płacić raty, bank nie może odmówić ich przyjęcia – ale tylko w zakresie, w jakim suma spłat jest mniejsza niż kwota wypłaconego kredytu. Jednak ten automatyzm może działać również na inną płaszczyznę – im szybciej sądy rozpoznają sprawy, tym szybciej skończy się okres „zamrożenia” kredytu i tym mniejsze ewentualne odsetki od dochodzonych kwot. To pokazuje, że wbrew pozorom banki również mogą zyskać, jeśli reforma naprawdę usprawni procesy.

Proces bez sali rozpraw? Nowe narzędzia dla sądów i pełnomocników

Projekt ustawy wprowadza bowiem mechanizmy mające przyspieszyć sprawy frankowe, co powinno zainteresować nie tylko kredytobiorców, ale także pełnomocników banków. Sąd może rozpoznać sprawę na posiedzeniu niejawnym nawet wtedy, gdy strona żąda rozprawy, pod warunkiem że wyjaśni powody takiej decyzji i wyznaczy czas na wymianę pism. W praktyce oznacza to, że wiele spraw będzie można „przeprocesować na papierze”, co eliminuje potrzebę wielogodzinnych rozpraw. Świadków można przesłuchiwać zdalnie mimo sprzeciwu, a strony mogą odpowiadać pisemnie na pytania, co ogranicza koszty i formalizuje przebieg dowodzenia. Dla banków, które uczestniczą w setkach sporów, oznacza to znaczną redukcję nakładów organizacyjnych i logistycznych. Przyspieszenie procedur, paradoksalnie, jest w ich interesie, bo skróci czas zamrożenia spłat rat. Reforma może zatem zrównoważyć ochronę konsumenta i efektywność systemu.

Potrącenia: broń banków, ale na nowych zasadach

Ciekawym elementem jest kwestia zarzutów potrącenia – do tej pory kodeks postępowania cywilnego wprowadzał sztywne ramy czasowe na zgłaszanie potrąceń, a jednak ustawa frankowa wydłuża ten termin aż do końca rozprawy w drugiej instancji, a przy rozpoznaniu sprawy na posiedzeniu niejawnym – do wydania wyroku. To daje stronom znaczną elastyczność, bo mogą poczekać z zgłoszeniem potrącenia niemal do samego końca procesu. Jednocześnie ustawodawca wprowadza pewien rygor w tej kwestii: jeśli bank zgłosi potrącenie po pozwie, a konsument go nie zakwestionuje, bank i tak zapłaci koszty procesu w tej części. W praktyce potrącenia mogą stać się kluczową bronią banków w nowym porządku prawnym.

Zmiany „techniczne”, które robią różnicę

Projekt ustawy wprowadza również szereg zmian formalnych, które mogą wydawać się drobne, ale mają znaczenie w praktyce. Na przykład sprawy w drugiej instancji będą rozpoznawane przez jednego sędziego, a nie skład trzyosobowy, co może znacznie obniżyć koszty i przyspieszyć postępowania. To rozwiązanie z punktu widzenia kredytobiorców jest neutralne, ale dla banków to oszczędność – mniej sędziów, mniej rozpraw, szybsze rozstrzygnięcia. Referendarze sądowi zyskają możliwość wydawania postanowień o umorzeniu postępowania, gdy pozew lub apelacja zostaną cofnięte, co odciąża sądy i przyspiesza rozliczenia stron. Dodatkowo ustawa reguluje pozwy wzajemne banków, które będą mogły być wnoszone do końca pierwszej instancji, a przy posiedzeniu niejawnym – aż do wyroku. Te „techniczne” zmiany nie są spektakularne, ale właśnie one sprawiają, że cały system może działać szybciej i bardziej przewidywalnie.

Nowe przepisy w sprawach już toczących się

Co również ciekawe, ustawa przewiduje, że jej przepisy będą stosowane także do sporów w toku, ale zachowane zostaną dotychczasowe trzyosobowe składy, jeśli zostały już wyznaczone, a przede wszystkim – wszystkie wnioski o zabezpieczenie zostaną umorzone z mocy prawa, bo zawieszenie działa teraz automatycznie. To oznacza, że banki z dnia na dzień muszą zaakceptować brak spłat w tysiącach spraw, które już są w sądach. Z drugiej strony, znikają kolejne wnioski o zabezpieczenia, które generowały dodatkowe postępowania i opóźnienia – a to bankom paradoksalnie sprzyja.

Automatyczne odrzucanie skarg kasacyjnych banków

Warto również zwrócić uwagę na elementy stricte informacyjne, które uderzają w reputacyjny i operacyjny wymiar działalności banków. Ustawa zakazuje bankom zgłaszania zaległości frankowiczów do BIK, BIG i innych baz danych od momentu doręczenia pozwu. Mało tego, bank musi w 30 dni powiadomić te instytucje, by usunęły wcześniejsze negatywne wpisy. Z punktu widzenia konsumenta to rewolucja – można przestać płacić raty, a BIK pozostaje „czysty” – jednocześnie dla systemu finansowego to ryzyko „fałszywego obrazu” historii kredytowej klientów. Co ciekawe, ustawodawca pozwala na przekazywanie tych powiadomień teletransmisją, co jest udogodnieniem dla banków. To kolejny przykład, gdzie ustawa odbiera instrument nacisku, ale jednocześnie daje wygodne narzędzie techniczne do wykonania obowiązków.

Więcej niż ustawa – test dla całego systemu prawnego

Analizując projekt całościowo, widać wyraźnie, że bilans korzyści i strat jest dla banków negatywny. Największą stratą jest oczywiście automatyczne wstrzymanie spłat rat, które może oznaczać wielomiliardowe zamrożenie środków na lata. Jednak możliwość zgłaszania potrąceń do końca, uproszczenie składów sędziowskich, szybsze procedowanie – to elementy, które w długim okresie mogą zmniejszyć straty. Banki prawdopodobnie będą chciały przyspieszać sprawy bądź zamykać je w drodze ugody, która staje się bardziej opłacalna również dla Kredytobiorców, którzy nie będą mogli liczyć na wysokie odsetki za lata trwania w procesie. To swoisty paradoks: ustawa, która miała być „batem na banki”, może po latach okazać się katalizatorem ugód i szybszych zakończeń sporów. Takie odwrócenie ról to jeden z najciekawszych efektów reformy.

Banki nie tak chętnie udzielą kredytu konsumenckiego

Instytucje finansowe zaczną stosować bardziej wyśrubowane kryteria oceny zdolności kredytowej, a w konsekwencji część osób może nie dostać kredytu – spodziewają się prawnicy. Takie efekty może wywołać nowa ustawa o kredycie konsumenckim. Wzmocni ona ochronę osób fizycznych przed wpadnięciem w pułapkę zadłużenia, a z drugiej strony wprowadzi sankcje dla banków, które zbyt pochopnie zechcą pożyczać konsumentom pieniądze.

Chodzi o projekt ustawy o kredycie konsumenckim, przygotowany przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i opublikowany 7 lipca br. Akt ten zastąpi obowiązującą obecnie ustawę o tym samym tytule z 2011 r. i wprowadzi do polskiego porządku prawnego przepisy unijne, przede wszystkim dyrektywę 2023/2225 w sprawie umów o kredyt konsumencki.

Projekt przewiduje nowe obowiązki dla banków i innych instytucji finansowych już na etapie docierania do klienta (m.in. wymóg umieszczania w reklamie sformułowania „Uwaga! Pożyczanie pieniędzy kosztuje” lub równoważnego) oraz przekazywania mu informacji przedumownych.

Kolejna grupa nowych wymagań wiąże się z oceną zdolności kredytowej, która będzie musiała być przeprowadzona obowiązkowo przed zawarciem umowy o kredyt konsumencki (art. 29 projektowanej ustawy). Przepisy te będą stosowane do kredytów udzielanych już po wejściu w życie nowej ustawy.

Zdolność kredytowa ma służyć kredytobiorcy

Polski prawodawca, w ślad za prawodawcą unijnym, wyraźnie zaznaczył, że ocena ta ma służyć kredytobiorcy, a nie kredytodawcy. Zgodnie z proponowanym brzmieniem art. 29 ust. 2 zd. 1, „oceny zdolności kredytowej dokonuje się w interesie konsumenta w celu zapobieżenia nieodpowiedzialnemu udzielaniu kredytów i nadmiernemu zadłużeniu”.

– Przepis ten podkreśla cel oceny zdolności kredytowej, jakim jest ochrona konsumenta – komentuje Piotr Glonek, radca prawny, doradca restrukturyzacyjny w Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni (reprezentuje banki w sporach z konsumentami) w rozmowie z portalem prawo.pl. – W mojej ocenie będzie to wskazówka interpretacyjna, do której będą odwoływać się sądy rozstrzygające sytuacje sporne. Może to być paliwo dla kredytobiorców i element niebezpieczny dla banków i innych instytucji finansowych. Do tego ciężar dowodu tego, że ocena zdolności kredytowej została dokonana w sposób właściwy, będzie spoczywał na instytucji finansowej – dodaje.

Nie ma zdolności, więc nie ma kredytu

Projekt wprost wskazuje, że umowa o kredyt konsumencki może zostać zawarta tylko w przypadku pozytywnej weryfikacji możliwości finansowych kredytobiorcy co do całkowitej kwoty do zapłaty. Wojciech Bochenek, reprezentujący kredytobiorców w sporach z bankami radca prawny z kancelarii Bochenek, Ciesielski i Wspólnicy Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych uściśla, że chodzi o spłatę kredytu wraz z odsetkami i pozostałymi kosztami.

– Brak pozytywnej weryfikacji zdolności kredytowej będzie skutkował odmową udzielenia kredytu – podsumowuje mec. Bochenek.

– Do tej pory banki mogły udzielać kredytu na podstawie art. 70 ust. 2 Prawa bankowego osobie, która nie ma zdolności kredytowej, ale dysponowała odpowiednim zabezpieczeniem. Pod rządami nowej ustawy będzie to niemożliwe – pozytywny wynik oceny zdolności kredytowej będzie warunkiem zawarcia umowy o kredyt konsumencki – dodaje mec. Glonek.

Sankcja kredytu darmowego i inne sankcje

Mecenas Glonek wylicza, że projekt przewiduje trzy sankcje dla instytucji finansowej związane z naruszeniem przepisów o badaniu zdolności kredytowej.

Sankcja kredytu darmowego, która pozbawi kredytodawcę prawa do odsetek i innych kosztów kredytowych. Projektowana ustawa przewiduje, że będzie ona miała zastosowanie w razie obowiązku dokonania oceny zdolności kredytowej przed zawarciem umowy o kredyt konsumencki (art. 29), ale też w razie naruszenia obowiązku dokonania ponownej oceny zdolności kredytowej przed każdym zwiększeniem całkowitej kwoty kredytu konsumenckiego już po zawarciu umowy (art. 40).
Sankcja z art. 36. Przewiduje on, że jeżeli ocena zdolności kredytowej została przeprowadzona z naruszeniem przepisów, to kredytodawca nie może rozwiązać, odstąpić lub zmienić umowy o kredyt konsumencki, chyba że jest to korzystne dla konsumenta i zostanie dokonane za jego zgodą. – Tej zasady nie stosuje się w przypadku konsument zataił informacje lub podał kredytodawcy nieprawdziwe informacje niezbędne do dokonania oceny zdolności kredytowej – uściśla mec. Glonek.
Sankcja z art. 41. Wynika z niego m.in, to, że jeżeli kredytodawca udzielił kredytu konsumenckiego z naruszeniem przepisów o badaniu zdolności kredytowej, to jego możliwości zbycia i dochodzenia wierzytelności wynikającej z umowy takiego kredytu są ograniczone.
– Udzielenie konsumentowi kredytu z naruszeniem regulacji dotyczącej badania zdolności kredytowej może mieć dla kredytodawcy negatywne konsekwencje – podsumowuje mec. Bochenek.

Zdolność według procedur i szukanie dziury w całym

Projekt wprowadza pewne wymogi co do tego, co może, a co nie może być brane pod uwagę przy ocenie zdolności kredytowej. Przykładowo, wprost stanowi, że źródłem informacji o konsumencie nie mogą być sieci społecznościowe (art. 30 ust. 3).

Mec. Bochenek wskazuje, że banki będą miały obowiązek dokonać weryfikacji zdolności na podstawie dokładnych informacji o dochodach i wydatkach konsumenta, które bank ustala w oparciu o dane zawarte w zbiorach informacji zewnętrznych, np. BIK, wewnętrznych, np. informacje z własnego systemu informatycznego, jak i informacje pozyskane bezpośrednio od konsumenta. – Wydanie decyzji nie może być oparte wyłącznie na bazach zewnętrznych. Dodatkowo kredytodawca będzie miał obowiązek bezpłatnego poinformowania konsumenta o możliwości skorzystania z pomocy podmiotów świadczących poradnictwo w zakresie zadłużenia – dodaje.

Projekt przewiduje ponadto, że kredytodawca ustanawia i stosuje procedury, na podstawie których dokonuje oceny zdolności kredytowej oraz dokumentuje stosowanie tych procedur (art. 34 ust. 1).

– Ustawa doprecyzowuje pewne zasady badania zdolności kredytowej, natomiast zdolność kredytowa nadal nie będzie pojęciem zerojedynkowym – zwraca uwagę mec. Glonek. – Są różne kryteria i rekomendacje, jakie trzeba wziąć pod uwagę, natomiast pewne kwestie są ocenianie przez banki indywidualnie. Różne banki mają różną skłonność do ryzyka i różne modele polityki kredytowej. Wyobrażam sobie, że kredytobiorcy w sytuacjach stykowych będą szukali błędów i uchybień przy ocenie zdolności kredytowej, zachęceni możliwością skorzystania z sankcji kredytu darmowego. Ustawa da im większe możliwości do szukania dziury w całym – podsumowuje.

Będzie trudniej o kredyt?

Mecenas Bochenek uważa, że ze względu na nowe regulacje „banki będą musiały zaostrzyć procedury weryfikujące zdolność kredytową konsumentów w celu realizacji obowiązków płynących z nowej ustawy”.

Także mec. Glonek wskazuje, że nowe przepisy mogą wywołać efekt mrożący jeśli chodzi o politykę kredytową banków, wprowadzane są bowiem dodatkowe rygory i dodatkowe ryzyko pojawienia się którejś z sankcji za uchybienie.

– Spodziewam się, że banki mogą, zwłaszcza w pierwszym okresie obowiązywania przepisów, ostrożniej oceniać zdolność kredytową klientów niż robiły to do tej pory. W konsekwencji część konsumentów, która na podstawie obecnych przepisów może otrzymać kredyt, po nowelizacji go już nie otrzyma. Ustawodawca rozważa dwa interesy konsumentów i ochronę przed nadmiernym zadłużeniem stawia przed dostępnością do uzyskania finansowania – podsumowuje.

Rozwiązania zawarte w projekcie nowelizacji ustawy – Prawo restrukturyzacyjne oraz niektórych innych ustaw tworzą bardziej zrównoważony, przejrzysty i efektywny system restrukturyzacji, który lepiej odpowiada potrzebom wszystkich stron postępowania. Projekt nie uwzględnia natomiast wszystkich aspektów. Chodzi m.in. o mechanizmy wczesnego ostrzegania czy ochronę praw pracowników – piszą Piotr Glonek i Aleksandra Borawska z kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni na portalu prawo.pl.

Unijna dyrektywa 2019/1023, znana jako „dyrektywa drugiej szansy”, ma na celu wspieranie przedsiębiorstw w trudnej sytuacji finansowej. Choć termin jej implementacji minął w lipcu 2022 r., Polska wciąż nie dostosowała w pełni swojego prawa do unijnych wymagań. Wkrótce ma się to zmienić, bo w maju br. do Sejmu został skierowany rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo restrukturyzacyjne oraz niektórych innych ustaw. Przyjrzyjmy się najważniejszym proponowanym regulacjom.

Test zaspokojenia

Jedną z najbardziej interesujących i istotnych zmian dla wierzycieli jest wprowadzenie tzw. testu zaspokojenia, tj. narzędzia, które ma stać się kluczowym elementem postępowania restrukturyzacyjnego. Projektowane przepisy wymagają, aby test ten został przygotowany na wczesnym etapie procesu, co stanowi z punktu widzenia interesów instytucji finansowych odpowiedź na potrzebę większej efektywności w zarządzaniu wierzytelnościami przy podejmowaniu decyzji na etapie głosowania nad układem.

Funkcją testu zaspokojenia ma być umożliwienie wierzycielom dokładniejszej kontroli nad procesem restrukturyzacyjnym. Wprowadzenie testu ma na celu uniknięcie przesuwania sporów dotyczących wycen na końcowe fazy postępowania, by wierzyciele otrzymali pełny obraz sytuacji przed głosowaniem.

Test zaspokojenia ma zawierać projekcję wartości majątku dłużnika w trzech głównych scenariuszach:

  • kontynuacja działalności gospodarczej na podstawie planu restrukturyzacyjnego;
  • ogłoszenie upadłości i sprzedaż przedsiębiorstwa jako całości;
  • sprzedaż poszczególnych składników majątku w ramach upadłości.

W teście mają się znaleźć również informacje o przewidywanym stopniu zaspokojenia wierzycieli w każdym z powyższych wariantów oraz ocena, który scenariusz przyniesie najkorzystniejsze efekty dla wierzycieli.

Obowiązek sporządzania testu zaspokojenia nie obejmie mikroprzedsiębiorców. To uproszczenie ma na celu ochronę najmniejszych firm przed dodatkowymi kosztami i formalnościami, co wpisuje się w szerszy kontekst wspierania drobnych przedsiębiorstw w trudnych sytuacjach ekonomicznych.

Modyfikacja zatwierdzania układu wbrew sprzeciwowi

Zmiana mechanizmu zatwierdzania układu to kolejny element proponowanych reform. Chodzi o rozwinięcie tzw. mechanizmu cramdown, który pozwala zatwierdzić układ nawet wtedy, gdy niektóre grupy wierzycieli się sprzeciwiają.

Zaproponowany mechanizm umożliwia sądowi zatwierdzenie układu, w przypadku gdy nie uzyskał on poparcia wszystkich grup wierzycieli, o ile spełnione zostaną określone warunki, w tym:

  • większość grup wierzycieli, w tym co najmniej jedna grupa wierzycieli uprzywilejowanych, głosowała za układem, a głosujący wierzyciele „za” będą reprezentowali co najmniej połowę sumy wierzytelności głosujących;
  • alternatywnie, układ może zostać zaakceptowany przez jedną z grup wierzycieli, które w przypadku upadłości mogłyby uzyskać częściowe zaspokojenie.

Kluczowe jest odpowiednie przygotowanie wycen majątku dłużnika, przedstawione już na wczesnym etapie postępowania. Taka organizacja procesu pozwala na wcześniejsze przeanalizowanie opłacalności przyjęcia układu w odniesieniu do innych scenariuszy, takich jak likwidacja majątku.

Lista dokumentów

Kolejnym proponowanym rozwiązaniem jest poszerzenie listy dokumentów, które dłużnik musi obligatoryjnie dołączyć do wniosku o rozpoczęcie postępowania restrukturyzacyjnego. Chodzi o kluczowe informacje dotyczące wpływu tego procesu na zatrudnienie w firmie.

Uzupełnieniem tego podejścia jest rozszerzenie zakresu informacji o majątku dłużnika. Proponowana nowelizacja zakłada, że plan restrukturyzacyjny powinien zawierać zestawienie aktywów i pasywów wraz z ich szacunkową wartością, a także szczegółowy opis sytuacji ekonomicznej przedsiębiorstwa oraz jego pracowników. W praktyce oznacza to konieczność uwzględnienia wszelkich okoliczności związanych z pozycją pracowników, które mogą ulec zmianie w wyniku działań restrukturyzacyjnych, takich jak propozycje układowe czy inne środki naprawcze.

Wskazanie wielkości przedsiębiorstwa

Dodanie obowiązku wskazywania, czy dłużnik jest mikroprzedsiębiorcą, małym lub średnim przedsiębiorcą, ma na celu umożliwienie skutecznego monitorowania tych postępowań restrukturyzacyjnych.

Choć obowiązek wskazywania wielkości przedsiębiorstwa w dokumentacji restrukturyzacyjnej może wydawać się jedynie drobną zmianą, to w szerszej perspektywie może odegrać kluczową rolę w kształtowaniu przyszłych regulacji. Rozwiązanie te pozwoli na tworzenie bardziej szczegółowych statystyk, które staną się podstawą dla dalszych usprawnień zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym.

To działanie, choć pozornie techniczne, może przyczynić się do budowy bardziej przyjaznego i sprawiedliwego otoczenia prawnego dla przedsiębiorstw w całej UE.

Restrukturyzacja wierzytelności zabezpieczonych rzeczowo
Nowe regulacje przewidują również elastyczne podejście do sprzedaży przedmiotu zabezpieczenia wierzytelności lub jego zamiany, za zgodą wierzyciela. Sprzedaż może być dokonana przez nadzorcę wykonania układu lub zarządcę przymusowego, którzy działają w imieniu własnym, lecz na rachunek dłużnika.

Ta możliwość stanowi ułatwienie w sytuacjach, gdy dalsze prowadzenie działalności gospodarczej dłużnika w całości lub części nie jest możliwe. Daje to szansę na osiągnięcie porozumienia z wierzycielami zabezpieczonymi i umożliwia zawarcie układu bez konieczności przechodzenia do postępowania upadłościowego.

Dyrektywa drugiej szansy a polska ustawa – różnice

Warto zwrócić uwagę na różnice między unijną dyrektywą 2019/1023 a obecnym projektem nowelizacji.

Projekt nowelizacji w znacznym stopniu odbiega od dyrektywy w obszarze wczesnego ostrzegania przed ryzykiem niewypłacalności. Dyrektywa wskazuje, że mechanizmy te są kluczowe dla skutecznej restrukturyzacji, pozwalając na szybkie wykrywanie sygnałów zagrożenia i podjęcie działań zapobiegawczych.

Unijne przepisy kładą nacisk na ochronę praw pracowników w procesach restrukturyzacyjnych. Dyrektywa wymaga, by państwa członkowskie zapewniły pracownikom dostęp do informacji o mechanizmach wczesnego ostrzegania, umożliwiając im ocenę sytuacji ekonomicznej dłużnika. Podkreśla, że pracownicy muszą mieć zagwarantowaną pełną ochronę prawa pracy przez cały czas trwania postępowań restrukturyzacyjnych, a wszelkie decyzje wpływające na warunki ich zatrudnienia powinny być podejmowane w porozumieniu z ich przedstawicielami.

Tymczasem polski projekt implementujący dyrektywę nie uwzględnia aspektów takich jak mechanizmy wczesnego ostrzegania czy ochrona praw pracowników, pozostawiając je poza zakresem regulacji.

Niemniej, w zestawieniu uwag zgłoszonych w trakcie konsultacji publicznych i opiniowania do projektu ustawy wskazano, że postulaty dotyczące zmian, a także wskazane propozycje nowych regulacji, będą rozpatrywane w przyszłości w ramach nowego projektu, nad którym obecnie prowadzone są prace koncepcyjne.

Zmiany wydają się bardzo korzystne

Podsumowując, kluczową zmianą jest wprowadzenie obowiązku sporządzenia testu zaspokojenia, który stanowi przełom w polskim systemie restrukturyzacyjnym. To narzędzie zwiększa transparentność i umożliwia wierzycielom, zwłaszcza instytucjom finansowym, wcześniejszą i precyzyjną ocenę opłacalności układu.

Nowelizacja rozszerza też zakres informacji, jakie dłużnik musi przedstawić, obejmując skutki restrukturyzacji dla zatrudnienia oraz szczegółowe dane o majątku firmy. Takie rozwiązania zwiększają kompleksowość planów restrukturyzacyjnych, lepiej chroniąc interesy wierzycieli oraz promując długofalową stabilność przedsiębiorstw. Warto jednak zauważyć, że szersze wymagania dokumentacyjne mogą wiązać się z wyższymi kosztami i dłuższym czasem postępowań.

Dodatkowo, obowiązek wskazywania wielkości przedsiębiorstwa w dokumentacji restrukturyzacyjnej umożliwia skuteczniejsze monitorowanie i analizę postępowań, co ma istotne znaczenie dla doskonalenia systemu na poziomie krajowym i unijnym.

Wzmocnienie mechanizmu cramdown, pozwalającego na zatwierdzenie układu, mimo sprzeciwu niektórych wierzycieli, w połączeniu z wymogiem rzetelnej wyceny majątku i testem zaspokojenia, podnosi przejrzystość procesu restrukturyzacyjnego, a zmiany tworzą warunki do bardziej sprawnego podejmowania decyzji i ograniczenia sporów.

W efekcie proponowane rozwiązania tworzą bardziej zrównoważony, przejrzysty i efektywny system restrukturyzacji, który lepiej odpowiada potrzebom wszystkich stron postępowania. W teorii proponowane rozwiązania wydają się bardzo korzystne, jednak o ich wartości i skuteczności decydować będzie sposób ich zastosowania w praktyce, co pozwoli na ocenę rzeczywistego wpływu na przebieg postępowań restrukturyzacyjnych.

Informacje w bankach mają być jasne i zrozumiałe

„Uwaga! Zaciąganie pożyczek kosztuje” – takie ostrzeżenie niebawem pojawi się w treści reklam umów kredytowych. Banki, prezentując ofertę, zadbają, by najważniejsze dla klienta informacje znalazły się na dwóch pierwszych stronach formularza informacyjnego. Jeszcze wcześniej będą musiały zapewnić osobom ze szczególnymi potrzebami możliwość korzystania z usług na równi z innymi użytkownikami.

Wypełnianie obowiązków informacyjnych wobec konsumenta staje coraz większym wyzwaniem dla instytucji finansowych – można było usłyszeć na ubiegłotygodniowym XII Kongresie Prawa Bankowego. W tym kontekście wymieniana jest przede wszystkim nowa dyrektywa unijna 2023/2225 w sprawie umów o kredyt konsumencki (dyrektywa CCD2), która ma być implementowana przez państwa członkowskie do 20 listopada 2025 r. i zacznie być stosowana rok później. Obowiązki te wynikają jednak także z orzecznictwa (zwłaszcza w sprawach frankowych) oraz innych aktów prawnych, takich jak ustawa o zapewnianiu spełniania wymagań dostępności niektórych produktów i usług przez podmioty gospodarcze. Wdraża ona Europejski Akt o Dostępności i zacznie obowiązywać już 28 czerwca 2025 r.

Dyrektywa zwiększy standard informacji dla klienta

Sposób, w jaki polski prawodawca zamierza implementować dyrektywę CCD2, budzi jeszcze pewne znaki zapytania. W wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów pod numerem nr UC82 opublikowane zostały założenia projektu ustawy o kredycie konsumenckim oraz o zmianie ustawy o prawach konsumenta. Właściwy projekt, nad którym pracuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do tej pory nie został jeszcze przedstawiony.

Niemniej z samej treści dyrektywy 2023/2225 wynika, że podwyższony ma zostać standard informacji, które bank lub pośrednik kredytowy przedstawiają konsumentom. W tekście tego aktu prawnego informacje te wielokrotnie są określane jako „przejrzyste”, „jasne”, „zrozumiałe”.

– W mojej ocenie prawodawca unijny kładzie nacisk na zapewnienie informacji efektywnej, zrozumiałej i czytelnej, a nie tylko spełniającej warunki formalne – mówi Piotr Glonek, radca prawny, doradca restrukturyzacyjny w Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni w rozmowie z portalem prawo.pl.

Jak podaje, przykładem są nakazy czysto techniczne: formularze informacyjne mają być konstruowane w ten sposób, by najważniejsze informacje znalazły się na dwóch pierwszych stronach, a także były prezentowane w taki sposób, aby można było dobrze zapoznać się z nimi na ekranie smartfona.

– Twórcy dyrektywy dostrzegają, że zbyt dużo informacji dla konsumenta może wywołać efekt przeciwny od założonego, a użytkownicy korzystają z produktów bankowych w różny sposób – mówi Piotr Glonek. – Dyrektywa przewiduje też, że jeżeli kluczowe informacje zostaną przekazane w terminie krótszym niż dzień przed zawarciem umowy, bank lub pośrednik dodatkowo prześlą konsumentowi przypomnienie o możliwości odstąpienia od umowy oraz związanej z tym procedurze.

Reklama kredytu niczym reklama leku

Dyrektywa dotyczy także reklamy i marketingu umów o kredyt. Zgodnie z art. 8 reklama taka powinna zawierać „jasne i wyraźne ostrzeżenie, aby uświadomić konsumentom, że zaciąganie pożyczek kosztuje”. Prawodawca unijny wprost nakazał, że należy użyć sformułowania „Uwaga! Zaciąganie pożyczek kosztuje” lub równoważnego sformułowania.

– Przewidziane są także zakazy oddziaływania na podświadomość konsumenta oraz sugerowania, że kredyt poprawi jego sytuację finansową. Przepisy te ograniczą reklamowanie „pożyczek bez BIK”. Ich wdrożenie będzie wyzwaniem także dla działów kreatywnych banków, bo przecież reklama co do zasady ma przekonać do danego produktu – komentuje mec. Glonek.

Ustawa o dostępności także w bankowości

Szczególne obowiązki informacyjne banków wobec klientów ze specjalnymi potrzebami zaczną obowiązywać już wcześniej, bo 28 czerwca br. Wynikają one z ustawy z dnia 26 kwietnia 2024 r. o zapewnianiu spełniania wymagań dostępności niektórych produktów i usług przez podmioty gospodarcze (więcej o ustawie: Dostępność cyfrowa – nowe obowiązki dla sklepów internetowych).

– Artykuł 12 przedmiotowej ustawy wymaga m.in. aby informacje przekazywane konsumentom o umowach kredytu konsumenckiego czy hipotecznego były postrzegalne więcej niż jednym kanałem sensorycznym (czyli np. możliwe do przeczytania oraz do odsłuchania), funkcjonalne (czyli łatwe do obsługi np. przy użyciu klawiatury czy asystenta głosowego), zrozumiałe (czyli napisane prostym językiem z przejrzystą dla konsumenta strukturą, pozbawione w miarę możliwości fachowego żargonu) oraz kompatybilne z technologiami wspomagającymi (czyli np. programami do syntezy mowy) – wylicza Aleksandra Zomerska, adwokatka, senior associate w kancelarii dotlaw Skrzywanek Stępniowski i Wspólnicy sp.k. Jak dodaje, dodatkowo banki powinny zapewnić wspomnianą postrzegalność, funkcjonalność, zrozumiałość i kompatybilność także w zakresie stosowanych metod identyfikacji konsumenta, składania podpisów elektronicznych, bezpieczeństwa oraz usług płatniczych.

– Zgodnie z wytycznymi PFRON kompatybilność metod identyfikacji konsumenta można m.in. osiągnąć przez umożliwienie czytnikom ekranu odczytywania okienek związanych z identyfikacją. Natomiast postrzegalność i funkcjonalność można zapewnić przez umożliwienie identyfikacji konsumenta więcej niż jednym sposobem – przykładowo wymagając podania hasła, odcisku palca czy też przy technologii rozpoznawania twarzy – wyjaśnia prawniczka. Jak podsumowuje, po wdrożeniu wymagań ustawy o dostępności, osoby ze szczególnymi potrzebami powinny mieć możliwość korzystania z usług bankowych na równi z innymi użytkownikami.

Ocena zdolności kredytowej po nowemu

Kwestią, która niepokoi banki, jest przewidziana w dyrektywie CCD2 zmiana paradygmatu oceny zdolności kredytowej. Artykuł 18 dyrektywy w zdaniu drugim wprost przewiduje, że ocenę tę przeprowadza się w interesie konsumenta, aby zapobiec praktykom nieodpowiedzialnego udzielania kredytów i nadmiernemu zadłużeniu, i uwzględnia się w niej w odpowiedni sposób czynniki istotne dla zweryfikowania szans konsumenta na wypełnienie zobowiązań na podstawie umowy o kredyt.

Jak tłumaczy Piotr Glonek, obecnie instytucja finansowa, która źle oceni zdolność kredytową, co do zasady może obawiać się odpowiedzialności publicznoprawnej, przepisy nie określają zaś odpowiedzialności wobec kredytobiorcy.

– Dyrektywa nie przesądza, czy państwa członkowskie mają uregulować tę kwestię. Z zapowiedzi UOKiK wynika, że rozważany jest taki kierunek implementacji, który powiąże ocenę zdolności kredytowej z sankcją kredytu darmowego – mówi Piotr Glonek. – Budzi to szczególne obawy sektora bankowego. Ocena zdolności kredytowej nie jest czymś, co da się łatwo ujednolicić, banki mogą bowiem stosować bardziej surowe lub łagodne kryteria, w zależności od swojej polityki. Obserwując aktywność podmiotów, które realizując swój interes ekonomiczny dają nadzieję kredytobiorcom, można mieć obawy, że otworzy to pole do nowych procesów sądowych – dodaje.

Test zaspokojenia: nowy obowiązek ma usprawnić restrukturyzację

Nowy dokument, sporządzany na początku postępowania restrukturyzacyjnego, ma dać wierzycielom wiedzę na temat wartości majątku dłużnika. To z kolei pozwoli im świadomie zdecydować czy głosować nad układem, czy optować za innymi scenariuszami postępowania. Wielu ekspertów pozytywnie ocenia tę zmianę, pojawiają się też jednak głosy, że test zaspokojenia będzie generować formalizm i dodatkowe koszty.

Wprowadzenie testu zaspokojenia przewiduje przyjęty w ubiegłym tygodniu przez rząd i wniesiony już do Sejmu projekt nowelizacji ustawy – Prawo restrukturyzacyjne oraz niektórych innych ustaw. Jego celem jest dopełnienie implementacji dyrektywy 2017/1132, czyli dyrektywy o restrukturyzacji i upadłości.

Ministerstwo Sprawiedliwości, które przygotowało projekt, za szczególnie istotne uznało pełną implementację przepisów regulujących zatwierdzenie planu restrukturyzacji wbrew sprzeciwowi grupy wierzycieli (tzw. cramdown), jak również wprowadzenie testu zaspokojenia, czyli dokumentu zawierającego projekcję wartości majątku dłużnika przy założeniu różnych scenariuszy sytuacji, w których może znaleźć się dłużnik.

Zasady sporządzania testu zaspokojenia

Projektowane przepisy przewidują, że test zaspokojenia sporządza nadzorca albo zarządca na początku postępowania restrukturyzacyjnego. Wyjątek: test nie będzie sporządzany w postępowaniu restrukturyzacyjnym dłużnika, który jest mikroprzedsiębiorcą.

Dokument będzie zawierał wycenę wartości majątku dłużnika przy założeniu różnych scenariuszy, tj. w przypadku:

  • realizacji planu restrukturyzacyjnego i kontynuacji działalności gospodarczej,
  • sprzedaży przedsiębiorstwa w postępowaniu upadłościowym,
  • sprzedaży poszczególnych składników przedsiębiorstwa.

Sporządzenie wyceny nadzorca (za zgodą dłużnika) albo zarządca może zlecić osobom trzecim.

– Elementem kluczowym ma być też informacja o przewidywanym stopniu zaspokojenia wierzycieli, których wierzytelności są objęte układem, w postępowaniu upadłościowym, które byłoby prowadzone wobec dłużnika, oraz ocena, czy wierzytelności objęte układem będą zaspokojone w wyższym stopniu w przypadku zawarcia i wykonania układu, czy w postępowaniu upadłościowym – dodaje Piotr Glonek, radca prawny, doradca restrukturyzacyjny w Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni w rozmowie z portalem prawo.pl.

Wierzyciele zyskają wiedzę

Projektodawca uzasadnia, że test zaspokojenia ma umożliwić odpowiednią kontrolę ekonomicznej zasadności prowadzenia postępowania, a także wyposażyć wierzycieli w materiały pozwalające na podjęcie świadomej decyzji co do głosowania nad układem. Wierzyciele mogliby również zaproponować alternatywne rozwiązania wobec propozycji układowych przedstawionych przez dłużnika lub nadzorcę.

– Zamierzony cel projektowanej regulacji należy ocenić pozytywnie – komentuje Norbert Frosztęga, adwokat, doradca restrukturyzacyjny (Zimmerman Sierakowski Frosztęga). – Warunkiem jej skuteczności będzie jednak zapewnienie wysokiego poziomu merytorycznego sporządzanych testów zaspokojenia. Praktyka pokaże, czy w wymagających – z uwagi na sytuację kryzysową dłużników – realiach postępowań restrukturyzacyjnych, możliwe będzie zachowanie oczekiwanego poziomu profesjonalizmu tego dokumentu – dodaje.

– Uważam, że to rozwiązanie może generalnie podnieść poziom zaufania wierzycieli instytucjonalnych co do samej procedury restrukturyzacyjnej i w konsekwencji przełożyć się na większą liczbę zawieranych układów – mówi mec. Glonek.

Również w trakcie konsultacji i opiniowania pojawiały się pochlebne opinie o projektowanej nowej instytucji. „Zdecydowanie pozytywnie” test zaspokojenia ocenił prof. Marek Szydło, przewodniczący Rady Legislacyjnej przy prezesie Rady Ministrów.

– Mankamentem obecnej regulacji, i to nie tylko w odniesieniu do postępowania o zatwierdzenie układu, ale w odniesieniu do każdego postępowania restrukturyzacyjnego jest brak realnych instrumentów pozwalających wierzycielom na podjęcie świadomej decyzji co do głosowania nad układem. Niezbędnym elementem takiego procesu decyzyjnego jest bowiem wiedza na temat majątku dłużnika oraz możliwość przewidzenia stopnia zaspokojenia wierzycieli w ewentualnym postępowaniu upadłościowym – pisał w swojej opinii.

– Test zaspokojenia jest kolejnym dokumentem, który „profesjonalizuje” przebieg postępowania restrukturyzacyjnego czyli dokłada wymogi formalne. Innymi słowy dłużnik jeszcze bardziej będzie uzależniony od doradztwa wyspecjalizowanych osób. Jednocześnie nowy obowiązek generuje nowe koszty, co będzie szczególnie zauważalne w przypadku postępowania o zatwierdzenie układu – zwróciła uwagę Krajowa Izba Radców Prawnych.

INSO – Sekcji Prawa Upadłościowego i Restrukturyzacyjnego Instytutu Allerhanda w Krakowie – podobnie zresztą jak Związek Banków Polskich i Naczelna Rada Adwokacka – optowała za wykreśleniem wymogu zgody dłużnika na zlecenie wyceny osobom trzecim. Z opinii INSO wynika, że nadzorca często nie ma kwalifikacji do samodzielnego sporządzenia wyceny, zaś dłużnik, blokując jej zlecenie profesjonaliście, de facto zablokuje całe postępowanie. – Zlecenie wyceny osobom trzecim spowoduje powstanie dodatkowych kosztów postępowania, wobec czego dłużnik powinien mieć prawo do podjęcia decyzji w tej kwestii – stwierdziło w odpowiedzi Ministerstwo Sprawiedliwości.

Padały też propozycje, by obowiązek sporządzania testu zaspokojenia zdjąć nie tylko z mikro-, ale także z małych przedsiębiorców. Eksperci Instytut Allerhanda ocenili, że „sporządzenie testu zaspokojenia będzie kosztowne jak również wymagało będzie zaangażowania dodatkowych zasobów, co faktycznie doprowadzi do ograniczenia dostępności restrukturyzacji dla małych przedsiębiorców”. Także Związek Banków Polskich zwrócił uwagę na „stosunkowo wysoki koszt sporządzenia wyceny”. Resort sprawiedliwości uznał jednak, że tylko mikroprzedsiębiorcy prowadzą działalność w niewielkim zakresie i nie posiadają odpowiedniego zaplecza do tworzenia dodatkowych dokumentów.