Jedną z pierwszych, choć mocno niedoskonałych prób rozwiązania tego problemu jest projekt nowelizacji kodeksu karnego autorstwa posłów PiS. 9 października odbyło się pierwsze czytanie tego projektu. Poparły go wszystkie grupy parlamentarne. Zarówno posłowie, jak i prawnicy wytykają jednak projektowi liczne błędy. Ostrzegają, że zamiast skutecznie zwalczać patostreaming, może on wywrzeć efekt mrożący wobec tych, którzy próbują z nim walczyć.
Pięć lat więzienia za przemocowy film
Projekt noweli kodeksu karnego przewiduje karę więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat za publikowanie w internecie filmów lub nagrań dźwiękowych pokazujących popełnianie przestępstw takich jak: przemoc, znęcanie się nad zwierzętami czy naruszanie nietykalności cielesnej (art. 255b k.k). Taka sama kara ma dotyczyć osób, które udostępniają w sieci treści udające prawdziwe nagrania przestępstw, choć w rzeczywistości są one upozorowane.
Surowsza kara – od sześciu miesięcy do ośmiu lat – ma grozić wtedy, gdy ktoś robi to dla pieniędzy, np. zarabia na wyświetleniach lub darowiznach podczas transmisji.
Osoby, które pokazują takie nagrania w celu obrony ważnego interesu społecznego (np. ujawnienia przemocy lub nieprawidłowości), nie będą podlegały karze.
Odpowiedzialność osób trzecich
Jednym z problemów jest to, że projekt zbyt szeroko zakreśla granice odpowiedzialności karnej osób trzecich, które nie uczestniczą bezpośrednio w tworzeniu patostreamu.
– Może to prowadzić do nadmiernej penalizacji, co zwiększa ryzyko, że osoby przypadkowo powiązane z transmisją będą podlegały ściganiu. Co może również wywołać efekt mrożący wobec działalności dziennikarskiej, edukacyjnej czy artystycznej. Obawa przed odpowiedzialnością karną może zniechęcać do podejmowania tematów społecznie istotnych. Klauzula niekaralności, odwołująca się do interesu publicznego, jest zbyt ogólna, by stanowiła realną ochronę. Dlatego należy rozważyć wyłączenie odpowiedzialności karnej w przypadkach, gdy prezentowane treści stanowią działalność dziennikarską, artystyczną, edukacyjną, sportową lub naukową – ostrzegała podczas pierwszego czytania posłanka Katarzyna Ueberhan z klubu Lewicy.
W uzasadnieniu projektu brakuje twardych danych wskazujących, że organy ścigania mają realne problemy z przeciwdziałaniem patostreamingowi
– Zastanawiam się, co powiedziałby Szekspir, gdyby się dowiedział, że będziemy tutaj dywagować nad tym, iż jeżeli w teatrze ktoś wystawia „Hamleta”, to wszystko jest w porządku, ale jeśli ktoś inny zechce w domu nawiązać do tego, co robił Hamlet na deskach teatru, to można to zinterpretować inaczej i będziemy mieli z tym problem – wtórował jej poseł Łukasz Osmalak z Polski 2050.
Z kolei posłanka Koalicji Obywatelskiej Magdalena Małgorzata Kołodziejczak poddała pod rozwagę, czy przepisy dotyczące patostreamingu powinny znaleźć się w kodeksie karnym. Zapytała również, czy nie należałoby w pierwszej kolejności przeanalizować innych gałęzi prawa, m.in. prawa administracyjnego. – Czy właściciel bądź administrator platformy, na której umieszczane są gorszące treści i filmy, nie powinien ponosić daleko idących konsekwencji administracyjnych, np. bardzo wysokich kar finansowych? – pytała posłanka.
Karać patostreamerów, a nie internautów
To, że projekt jest niedopracowany i może uderzyć w zwykłych internautów, podkreśla również część prokuratorów.
– Proponowana zmiana nastawiona jest na karanie nie tyle wytwórców patostreamingu, ile osób oglądających te treści w internecie. Tymczasem patologię należy zwalczać u źródła, a nie rozciągać konsekwencje działania patostreamerów na setki internautów, którzy z różnych powodów i w odmiennych okolicznościach mogą mieć styczność z „patomateriałami” – tłumaczy dr Paweł Opitek, prokurator, dyrektor Biura Prawnego Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratur.
Według niego posłowie idą na skróty i gdyby tego rodzaju przepisy weszły w życie, organy ścigania skupiłyby się na przypadkowych użytkownikach sieci zamiast źródle zła. – Tym bardziej że proponowany kształt nowego art. 255b k.k. ma nieostry charakter. Takie znamiona, jak „rozpowszechniać”, „w celu obrony interesu publicznego lub zasługującego na uwzględnienie interesu prywatnego” czy „pozorowane popełnienie czynu zabronionego” są bardzo pojemne i niedookreślone. Ich wykładnia byłaby zbyt uznaniowa, a nawet cenzurowałaby wolność komunikowania się i dostępu do informacji – uważa prokurator.
– Jak najszybciej należy wprowadzić do polskiego systemu prawnokarnego przepis, który będzie penalizował tego typu zachowania. W przeciwnym razie patostreaming będzie się rozwijał, wyrządzając nieodwracalne szkody, zwłaszcza dzieciom, które powinniśmy jak najskuteczniej chronić – twierdzi dr Piotr Kosmaty, prokurator Prokuratury Regionalnej w Krakowie. Według niego projekt należy potraktować jako solidny fundament do dalszych prac nad ostatecznym kształtem proponowanego art. 255b k.k. A zaproponowane sankcje za zachowania patostreamerskie są adekwatne do ich społecznej szkodliwości i nie są wyrazem populizmu penalnego.
– Nie podzielam opinii, że należy złagodzić zagrożenie, także poprzez wprowadzenie grzywny lub kary ograniczenia wolności. Pamiętać bowiem należy, że patostreaming to niezwykle poważne zagrożenie dla najmłodszych, którzy za jego pośrednictwem oswajają się z przemocą, krzywdzeniem i poniżaniem innych ludzi, a nawet zabijaniem zwierząt. Ten niekorzystny stan może poważnie wpłynąć na ich dalsze życie, które będzie obarczone ryzykiem występowania lęków, trudnych emocji i innych problemów natury psychologicznej – komentuje prokurator Piotr Kosmaty.
Penalizacja to ostateczność
Prawnicy specjalizujący się w prawie karnym wytykają projektowi, że idzie zdecydowanie za daleko. Ich zdaniem kryminalizacja zjawiska patostreamingu powinna być ostatecznością, a surowe kary nie zawsze są najlepszym rozwiązaniem.
– Prawo karne, jako najsurowsza i najgłębiej ingerująca w sferę wolności forma odpowiedzialności, powinno być uruchamiane wyłącznie jako ostateczność. W tej sytuacji na wnioskodawcach projektu spoczywa ciężar udowodnienia potrzeby kryminalizacji danego czynu. W konsekwencji należy oczekiwać od nich pełnego i rzeczowego uzasadnienia decyzji o wprowadzeniu takiej regulacji – twierdzi adwokat Łukasz Moczydłowski z kancelarii prawnej Prokurent.
Jak wyjaśnia, brakuje w uzasadnieniu projektu rzetelnego uzasadnienia decyzji o kryminalizacji zjawiska patostreamingu. Samo stwierdzenie, że należy kryminalizować za „materiały, które mogą wywołać negatywne emocje u odbiorcy lub które promują niebezpieczne zachowania”, jest zbyt słabym argumentem, by sięgać po sankcje prawa karnego. – W życiu społecznym występuje bowiem wiele zjawisk i zachowań wywołujących negatywne emocje lub promujących zachowania niebezpieczne (np. sporty ekstremalne), a jednak powszechnie przyjmuje się, że nie ma potrzeby ich penalizowania – kwituje Łukasz Moczydłowski.
Jak wyjaśnia, w uzasadnieniu projektu nie ma danych potwierdzających informację, że skala patostreamingu w Polsce jest tak duża, że „nie występuje nigdzie w Europie”. Brakuje też twardych danych wskazujących, że organy ścigania mają realne problemy z przeciwdziałaniem temu zjawisku. Co prawda przywołano kilka głośnych przypadków działalności patostreamerów, jednak – jak wynika z tego samego uzasadnienia – spotkały się one ze skuteczną reakcją prawną. Podważa to twierdzenie wnioskodawców o konieczności wprowadzenia dodatkowych przepisów, ponieważ organy ścigania rzekomo mają problemy z ich egzekwowaniem.
Dublowanie norm
– W proponowanym kształcie art. 255b może powodować podwójną karalność czynu za przestępstwo pospolite i patostreaming, co jest niedopuszczalne w konstrukcji przestępstwa – wskazuje dr Paweł Opitek. Sami wnioskodawcy przyznają, że proponowana regulacja w dużej mierze pokrywa się ze znamionami wielu już obowiązujących przepisów kodeksu karnego. Tym samym zmiany te prowadziłyby do dublowania istniejących regulacji. – W mojej ocenie brak jest podstaw do wprowadzania w tym zakresie nowych przepisów. Zamiast tego należałoby poprawić skuteczność działania organów ścigania – ocenia mec. Moczydłowski.
Z kolei Michał Buna, adwokat w kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni, nie widzi przeciwwskazań do wprowadzenia dodatkowej regulacji. Jak podkreśla w rozmowie z Dziennikiem Gazeta Prawna, wynika ona przede wszystkim z trudności w ściganiu różnego rodzaju przestępstw, które łączy pojęcie patostreamingu. – Wprowadzenie tego przestępstwa jako odrębnej kategorii pozwoli precyzyjniej przypisać konkretne zachowanie do odpowiedniej normy karnej, a więc do definicji patostreamingu – uważa.